Rozdział IV

Od Autorki.
  Cześć! To już czwarty rozdział i nie ukrywam, jestem z siebie dumna, że wciąż mam zapał do dalszego pisania i rozkręcania powoli fabuły. Jeżeli już tu wejdziesz, czytelniku, proszę, pozostaw po sobie jakikolwiek komentarz pod postem. To mi pomoże zweryfikować, że ktokolwiek czyta to, co tutaj publikuję. Ciebie nic to nie kosztuje za to mi dodasz ogrom motywacji :)


________________________________________________________



        Siedzenie w miejscu i przenoszenie wzroku z matrycy laptopa na wyświetlacz telefonu nie było niczym pożytecznym. Ze złudną nadzieją wciąż oczekiwałam jakiejś wiadomości, a każda minuta okazywała się zamieniać w długie, nużące godziny. Westchnęłam ciężko i postanowiłam zająć się czymś, co choć na chwilę pomogłoby mi w oderwaniu myśli od Jeffa. Wstałam z krzesła i poszłam do salonu. Rodzice nie spali już od dobrych paru godzin, więc dosiadłam się do oglądającej telewizję mamy, nasłuchując nowych wieści ze świata.
- Dzieje się coś ciekawego? – spytałam od niechcenia.
- To, co zawsze. Konflikty polityczne, kradzieże, zbrodnie… - zaczęła wymieniać moja rodzicielka.
- Wiadomo już co z tamtą pociętą kobietą?
- Kobietą? To była jeszcze dziewczynka. Miała 17 lat, a przed śmiercią została brutalnie zgwałcona – Westchnęła w odpowiedzi. – policjanci podejrzewają, że mógł to zrobić jej chłopak zamieszany w sprawy gangu. Podobno dowiedział się, że go zdradziła i chciał się zemścić. Co się dzieje z tą młodzieżą... Dlatego tak cię proszę, uważaj z kim się zadajesz, bo w tych czasach…
- Tak, wiem, mamo – przerwałam jej, chcąc uniknąć zbędnych pouczeń. – umówiłam się z Yenn, wrócę niedługo.
Zakomunikowałam, po czym podnosząc się żwawo z kanapy, ruszyłam w stronę drzwi frontowych.
- Ale wrócisz na obiad? – krzyknęła za mną.
- Wrócę – rzuciłam, wychodząc. Swoją drogą wytłumaczenie morderstwa tej dziewczyny brzmiało dość logicznie. Niestała w uczuciach nastolatka, zazdrosny chłopak z mafii, zdrada aż w końcu zabójstwo kierowane emocjami. Yennefer miała rację, to wcale nie musiał być Jeff. Być może ten laik naczytał się o Woodsie i spróbował go naśladować, poza tym nie było mi wiadome o tym, by Jeffrey kiedykolwiek zgwałcił ofiarę przed zabiciem jej. Przeczucie mi podpowiadało, że on miał inne priorytety, a upustem jego podniecenia było nic innego, jak znęcanie się, zadawanie bólu i rozcinanie policzków, a nie zwykły gwałt. To byłoby zbyt pospolite i oklepane jak na takiego psychopatę. Jego zbrodnie były dalekie od tych zasłyszanych na co dzień. On nie dźgał nożem, nie strzelał z pistoletu ani nie wbijał nikomu maczety w plecy. On po prostu czynił ludzi pięknymi. Nadawał ich smutnym twarzom szerokie uśmiechy, które już nigdy, przenigdy z nich nie zejdą. Jeff bowiem na swój popaprany sposób był artystą, nie gwałcicielem, a tak przynajmniej mi się zdawało. Zdecydowanie potrzebowałam teraz powietrza. Od natłoku informacji i wszystkich rozbieżności w głowie utworzyły mi się lekkie zamglenia, przyprawiające mnie o nieprzyjemne zawroty. Zrobiło mi się znacznie lepiej czując na twarzy przyjemny, lekko chłodnawy, wrześniowy powiew wiatru. Wciągnęłam go nozdrzami, próbując się rozluźnić. Skierowałam się standardowo do ulubionego parku, gdzie zawsze mogłam w ciszy posiedzieć na odludnej, lekko niepasującej do całej reszty, zepsutej ławce pod konarami drzew. Zwykle bywała pusta, ponieważ cała reszta wybierała nieco bardziej luksusowe miejsce do odpoczynku. Pomimo zmiennej temperatury jak na ten miesiąc przystało, tego dnia wiatr idealnie współgrał ze słońcem, tworząc niemal pogodę idealną. Odetchnęłam z ulgą odrzucając głowę w tył i relaksując się. Choć na jakiś czas udało mi się odepchnąć od siebie wszelkie myśli.

        Przez całe popołudnie Yennefer uparcie do mnie wydzwaniała chcąc się dowiedzieć, jaki był powód mojego dziwnego telefonu zaraz po jej powrocie do domu, jednak ja nie miałam ochoty na rozmowę i wyjaśnienia. Zresztą zdawało mi się, że ona nie do końca mnie rozumiała, więc na razie wszelkie nowe informacje i przemyślenia chciałam zachować dla siebie. Przez cały wieczór chciałam przywrócić stronę czatu, na którym pisałam z „Dr.W”, niestety moja historia przeglądarki nie wyświetlała takiej karty. Wyglądało to tak, jakby otworzyła się ona w trybie prywatnym. Wtem przed moimi oczami zamigotało powiadomienie, które zazwyczaj wyświetlało się, gdy dostawałam nową wiadomość na poczcie. Zerknęłam z ciekawości i mało co z zachwytu nie zleciałam z krzesła.
„Jedna nieprzeczytana wiadomość od: Sacred_Heart_Health_System”.
Drżącą ręką z trudem nakierowałam kursor myszy na powiadomienie i otworzyłam je.
Nie jesteśmy upoważnieni do udzielenia Pani jakiejkolwiek informacji. Doradzamy skonsultowanie się z florydzką komendą główną w Port St. Joe. Pozdrawiamy.”
Cóż, zawsze to jakiś trop. Teraz już byłam niemal pewna, że Liu i Jeff pochodzili z Port St. Joe na Florydzie. Zamknęłam maila. Coś mi podpowiadało, że czeka mnie przygoda, o jakiej nawet mi się nie śniło. Serce biło jak szalone, a adrenalina sprawiła, że pomimo braku snu od 48 godzin, wcale nie czułam się zmęczona. W głowie miałam już tylko jedną myśl. Uśmiechnęłam się sama do siebie, widząc przez moment własne odbicie w zgaszonym ekranie laptopa.
- No to jedziemy na Florydę, Sally.

        Następnego ranka niemal od razu po przebudzeniu zadzwoniłam do Yennefer z przeprosinami. Wiedziałam, że moim postanowieniem o wyjeździe rozwścieczę ją jeszcze bardziej, dlatego chciałam powiedzieć jej o tym w cztery oczy. Umówiłam się z nią w centrum miasta, po czym wzięłam wszelkie dokumenty oraz pieniądze i wyszłam z domu.
Yenn już czekała, więc pomachałam jej z daleka przyśpieszając kroku. Gdy dystans pomiędzy nami zmniejszył się wystarczająco, przelotnie przytuliłam przyjaciółkę, poczym uśmiechnęłam się serdecznie.
- O czym chciałaś mi powiedzieć? – spytała ze zniecierpliwieniem w głosie. Ruszyłam powoli w stronę biura podróży, prowadząc obok siebie niczego nieświadomą brunetkę.
- Tylko się nie denerwuj, dobrze? – zaczęłam łagodnie. – powiedzmy, że wylatuję na… małe wakacje.
- Dokąd?
- Port St. Joe – odpowiedziałam, przyśpieszając nieco kroku. – Wybieram się do Port St. Joe.
- Gdzie to jest? – dopytywała Yenn, próbując nadążyć za moim tempem.
- No tak się składa, że na Florydzie.
- Ohh, tak się składa – powtórzyła brunetka. – cóż za trafny zbieg okoliczności… prawda? Sally, czy ty oszalałaś? To już nawet nie jest śmieszne, to jest niebezpieczne. Ktoś wypruwa jelita dziewczynie na środku ulicy, a ty chcesz przelecieć ponad tysiąc mil z Iowa do Florydy tylko po to, by podłożyć się mordercy pod nóż? Jeżeli myślisz, że będę cię kryć przed rodzicami, to…
- Spokojnie – przerwałam jej z pełną odpowiedzialnością. – Mam 18 lat i mogę decydować o sobie sama. Powiem im, że wyjeżdżam do koleżanki z wakacji, która mieszka w Dakocie Południowej. Nie muszą wiedzieć, że w rzeczywistości lecę znacznie dalej.
- Sally, proszę – Yennefer stanęła jak wryta i szarpnęła mnie za dłoń. – w imię przyjaźni, nie rób tego. Jeżeli tak bardzo chcesz poczuć co to śmierć to mogę zepchnąć cię niespodziewanie ze schodów. Połamiesz się i ci się odechce. Co ty na to?  - brunetka wyszczerzyła się w głupkowatym, pełnym nadziei uśmiechu.
- Nie – odrzekłam sucho, ruszając ponownie w stronę biura. – Przepraszam Yenny, ale po wczorajszej rozmowie z Liu…
- Z Liu?! – zaoponowała, dorównując mi z zaciekawieniem w głosie.
- Nie wiem jakim sposobem, ale pisałam wczoraj na chacie z użytkownikiem „Dr.W”. Być może miało to oznaczać Doctor Woods, nie wiem. Możliwe, że po tym wszystkim został lekarzem. Napisał mi, że dodzwoniłaś się do niego przez przypadek, ale zamiast mówić do słuchawki, rozmawiałaś ze mną. Musiałaś nie zauważyć nawiązanego połączenia. Dlatego dzwoniłam do ciebie po twój ostatni, wybrany numer.
- W porządku – uspokoiła się dziewczyna. – Załóżmy, że polecisz. Co dalej? Co ze studiami?
- Do rozpoczęcia studiów zostały mi jeszcze dwa miesiące, zdążę wrócić do tej pory, tak myślę. – Stanąwszy przed biurem podróży chwyciłam Yennefer za dłoń i bardzo ostrożnie weszłam wraz z nią do środka. Wiedziałam, że za chwilę nie będzie już odwrotu. Podeszłam do jednego z wolnych stanowisk, za którym siedziała uśmiechnięta, drobna blondynka około trzydziestki. Wskazała dłonią na krzesło sugerując mi, abym usiadła.
- Witam, jestem zainteresowana ofertami wylotu na Florydę – powiedziałam, siadając na wskazanym miejscu. Yenn stała tuż za moimi plecami, ręce trzymając na oparciu.
- Już sprawdzam – odrzekła kobieta, wpisując coś do komputera. Odwróciłam głowę i spojrzałam na moją towarzyszkę, uśmiechając się niepewnie.
- Interesuje mnie dokładnie lot do Port St. Joe – dodałam po chwili. Blondynka jedynie mruknęła pod nosem na znak, że rozumie, dalej zatapiając wzrok w ekranie monitora.
- Mogę zaproponować paniom przelot z Des Moines do stolicy Florydy, Tallahassee. Tam czekałby specjalny autobus, który zawiózłby panie prosto do Port St. Joe. Przelot samolotem naszymi liniami wynosiłby nie więcej niż 10 godzin, natomiast tam, na miejscu, przejazd z jednego miasta do drugiego zająłby około dwóch godzinek – zaczęła wyjaśniać kobieta, zaraz schylając się po ulotkę promującą ich „najtańsze linie lotnicze” i „najlepsze, okazyjne wycieczki za jedyne 699,99$”. – Tu ma pani opisane nasze oferty. W cenę wliczone jest zakwaterowanie, powrót po dwóch tygodniach.
- Zakwaterowanie chciałabym załatwić już sama, chodzi mi jedynie o sam lot w jedną stronę.
- W porządku. Najbliższy, możliwy i dostępny termin lotu jest za trzy tygodnie. Przygotować dwa bilety?
- JEDEN BILET– zaoponowałyśmy wraz z Yenn w jednym momencie.
Blondynka zaśmiała się pod nosem drukując mi bilet. Zapłaciłam kosmiczną cenę, odbierając swój kwitek, dzięki któremu już wkrótce dostanę się na Florydę.
- Proszę podać Pani numer telefonu. W razie bliższych terminów, będę dzwoniła i informowała. - Skinęłam posłusznie głową, dyktując potrzebną informację, po czym wstałam z krzesła, podziękowałam grzecznie i nerwowo ściskając w dłoni bilet, wyszłam na zewnątrz.
- Nie wiedziałam, że w biurach można kupić pojedynczy bilet – zdziwiła się Yenn. – Swoją drogą, skąd ty masz tyle kasy?
- Mówiłam ci kiedyś, że od paru lat dzieliłam kieszonkowe i połowę odkładałam „na czarną godzinę”. I proszę, w końcu wybiła.
- Jesteś nienormalna, Sally. 

11 komentarzy:

  1. Więcej, chce więcej! Jesteś genialna! Myślę, że jak to dalej tak świetnie poprowadzi to będzie z tego książka! Życzę Ci dużo weny i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne opowiadanie! Czekam na następny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sara phi. Ja też chcę na Florydę! Zabierz mnie ;_:

    OdpowiedzUsuń
  5. Alka phi. Jak będziecie jechać spakuj mnie do walizki ;_;

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaraz się poręcze ze szczęścia!!!
    Nie wiem czy mam płakać czy się śmiać.
    Chcę na Florydę!!!
    XD Rinkashi

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem i czytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Po zdaniu "Miała 17 lat, a przed śmiercią została brutalnie zgwałcona" zakryłam sobie usta dłońmi a moje myśli wyglądały mniej więcej tak: Co się właśnie stało...?XD

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja w myślach też badam Jeffa

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow wow wow ja ja ja nie wiem co powiedzieć ty ty tak wspaniałe piszesz!!!!!!!!aaaaaaaaaaauuaaaaajanie mogę

    OdpowiedzUsuń