Rozdział VII

        Cześć! Wybaczcie za małe zwlekanie z kolejnym rozdziałem, ale miałam parę spraw na głowie. W sumie nadal mam, ale w końcu udało mi się dokończyć VII rozdział. Mam nadzieję, że nie pouciekaliście ode mnie przez ten czas! :)


_______________________________________________________


        Obudziłam się jakiś czas później. Pierwsze co poczułam to ogromny, pulsacyjny ból w okolicach skroni. Syknęłam pod nosem i rozwarłam z trudem zaropiałe oczy. Uniosłam tułów na łokciach i rozejrzałam się ze zdezorientowaniem po pomieszczeniu w jakim się znajdowałam. Przez dłuższy czas w głowie miałam pustkę. Nie byłam pewna w jaki sposób leżałam teraz na starej, trzeszczącej pryczy. W powietrzu nadal unosił się nieprzyjemny zapach kurzu, jednak nie był w jakimś większym stopniu uciążliwy dla nozdrzy. Mechanicznie moja ręka powędrowała w bok i napotkawszy na swojej drodze włącznik, nacisnęłam go, a w pokoju rozniósł się przytłumiony, słaby, przerywany promień białego, zimnego światła. Właściwie prócz łóżka, brudu i paru, drewnianych mebli nie było tutaj nic. Ściany natomiast były obdrapane z farb oraz przesiąknięte zgniłą, nieprzyjemną wonią. Wzdrygnęłam się niespokojnie i poruszyłam się, spuszczając nogi na chłodne podłoże. Powoli wszystko do mnie wracało – moja podróż, Dr. W, Jeff i niepokojąca, nieznana mi wcześniej postać bez oczu. Z racjonalnego punktu widzenia nie było to przecież możliwe, dlatego zaczęłam się zastanawiać, czy aby Yennefer nie miała racji mówiąc, że im dalej brnę w tę tajemnicę, tym bardziej staję się szaleńcem. Podniosłam się i chwiejnym ruchem ruszyłam w stronę drzwi. Będąc już blisko nich usłyszałam po drugiej stronie dwa, męskie głosy. Znakomicie rozpoznałam ten Jeffreya – niski, bez emocji, mrożący krew w żyłach. Drugi natomiast należał do owego Jacka, którego widoku niestety nie zniosłam tak, jak powinnam. Ich rozmowa nie była dla mnie wyraźna, choć po ich tonie zdawało mi się, jakby rozmawiali na mój temat. Jeffreyowi najwidoczniej coś się nie spodobało, ponieważ unosił się co chwilę, a Jack Bez Oczu bezskutecznie starał się uspokajać swojego towarzysza. Chwyciłam niepewnie za klamkę mając w zamiarach bezszelestne otworzenie drewnianego skrzydła, jednakże w tym domu było to niemożliwe. Powolne otwieranie drzwi pogorszyło tylko  sprawę, ponieważ piski i zgrzyty, jakie wydawały z braku naoliwienia, były głośne, przeciągłe i nie do zniesienia. W jednej chwili ujrzałam Jeffa i Jacka debatujących po obu stronach stołu, a gdy usłyszeli odgłosy skrzeku, zamilkli niemal równocześnie i przenieśli wzrok w moją stronę (no, może Jack to niekoniecznie wzrok, w każdym razie… głowę). Zamarłam w bezruchu, zaczynając nerwowo gestykulować rękoma. Chciałam tym samym wyrazić swoje zażenowanie sytuacją i skruchę.
- Wybaczcie mi, w żaden sposób nie chciałam zaburzyć waszej rozmowy – wycedziłam w końcu, jednak głos łamał mi się na tyle intensywnie, że z moich ust dźwięcznie wydobywała się jedynie co trzecia litera. Nie odpowiedzieli. Zapadła niezręczna cisza. Widząc, że nie są skorzy do rozmowy, postanowiłam się bezpiecznie wycofać.
- Dobrze, rozumiem. Przepraszam, nie chciałam wam przeszkodzić. To ja może wrócę do pokoju… - zaoponowałam i uniosłam lekko ręce w geście poddania się. Odwróciłam się bardzo powoli, by gwałtownością nie wzburzyć ich podejrzeń.
- Usiądź – usłyszałam stanowczy rozkaz zza pleców. Znowu zamarłam.  Poczułam zimny pot spływający wzdłuż mojego kręgosłupa. Posłusznie podeszłam do stołu i usiadłam bliżej Jeffa.
- Eyeless Jack nic ci nie zrobi. Pomieszkuje tu od czasu do czasu ze mną, ale jest całkowicie niegroźny. Daj mu jakąś nereczkę, to od razu go przekupisz. To trochę jak z psem.
- Jeff! Nienawidzę, gdy nazywasz mnie psem, przecież wiesz – wrzasnął oburzony Jack, uderzając pięścią w stół. Jeffrey przewrócił oczami i westchnął.
- Nie strasz jej… - wycedził bez emocji, widząc moją panikę spowodowaną obruszeniem Jacka. – Swoją drogą. Coś ty taka speszona?
- Powiedzmy, że niecodziennie siedzę przy jednym stole z psych… znaczy, z mordercami.
- Chyba mieliśmy umowę. Nie tknę cię, dopóki nie doprowadzisz mnie do brata. Możesz być spokojna jak na razie i czuć się jak u siebie w domu.
- Ale Jeff, mnie to wcale nie uspokaja – jęknęłam przerażona. Wciąż rozpraszały mnie te czarne, puste gały Jacka siedzącego naprzeciwko mnie. – a co, jeżeli Dr.W już się do mnie nie odezwie?
- Odezwie – zaoponował. – Nie znoszę sprzeciwów. A tak z innej beczki, wspominałem już, że jesteś brzydka?
Przejechałam ręką po twarzy w geście załamania i westchnęłam głośno.
- Tak, Jeff. Wspominałeś.
- Jeżeli chcesz, możemy to zmienić.
- Nie, dziękuję. Chyba lubię być brzydka. To ja może pójdę się jeszcze przespać – zakończyłam rozmowę, podnosząc się z krzesła.
- Nie idź, chcę ci jeszcze kogoś przedstawić. Kogoś, kto być może pomoże nam w odnalezieniu Liu.
- Czy on jest równie dziwny, co wy?
- Nie. Jest dziwniejszy.
Frontowe drzwi ponownie się otworzyły. Przeniosłam na nie wzrok, przygotowując się mniej więcej na to, co za chwilkę miałam ujrzeć. Nieświadomie zacisnęłam obydwie dłonie na ręce Jeffreya, bo z dwojga, a raczej już trojga złego, on wydawał się być najnormalniejszy.
- Co ty…? – syknął pogardliwie Jeff czując na skórze moje paznokcie. – Slendera się boisz?!
- „kto się mnie boi?” – usłyszałam, jednak głos ten nie rozbrzmiał w pomieszczeniu, a jedynie w mojej głowie. Z przerażeniem odchyliłam się w tył i gdyby nie szybka reakcja Jeffreya i jego silny uścisk, prawdopodobnie runęłabym na ziemię jak długa.
- Czy… czy tylko ja usłyszałam ten głos? – spytałam spanikowana, przysuwając się do ramienia Woodsa.
- Tak działa Slenderman. Tego nie ogarniesz – skomentował Jack ze zgryźliwością.
- Przestańcie się w końcu wydurniać! – syknął Jeff i odepchnął mnie brutalnie, wstając od stołu. – Nie, nie tylko ty usłyszałaś ten głos. Wszyscy go słyszeliśmy.
W tym samym momencie do pomieszczenia wparowała trójka nastolatków, na oko dwunasto, góra trzynastoletnich. Z impetem doskoczyli do stołu, mijając tym samym zdziwionego i zezłoszczonego Jeffa.
- Slenderman!!! Miałeś zostawić te bachory w lesie, po co je tu przyprowadziłeś!? – wrzasnął zdenerwowany.
- „Wybacz, Jeff… nie miałem gdzie ich zostawić. Uparły się, że ze mną przyjdą. Nie będą się naprzykrzać” – Wraz z głosem wyłonił się mężczyzna w garniturze o nienaturalnie wysokim wzroście, zbyt długich kończynach i… braku jakiejkolwiek twarzy?
- Jasne, nie miałeś gdzie ich zostawić. Slendi to po prostu burdelmama – zarechotał Eyeless Jack, zataczając się przy stole ze śmiechu.
- „ Jack, za chwilę możesz stracić nie tylko oczy, ale i głowę. Prowokuj mnie dalej
Jeff złapał się rozwścieczony za głowę.
- Uspokójcie się do cholery! Slenderman, siadaj przy stole. Proxy Slendiego wypierdalać mi stąd i to już!
-„Tobby, Hoodie, Masky, słyszeliście wujka Jeffa… poczekajcie na zewnątrz.”
Trójka nastolatków spuściła ze smutkiem głowę, po czym komunikując się ze sobą bezdźwięcznie, równym krokiem ruszyli ku wyjściu. Slenderman machając im na pożegnanie, usiadł przy stole, składając swoje długie, wychudzone ręce.
- „Jeff, jesteś nerwowy. Piłeś dzisiejszą porcję ziółek na wyciszenie?”
- Dowcipniś – zironizował Jeffrey. – Sprowadziłem cię tu, bo chodzi o mojego brata, Liu. Istnieje prawdopodobieństwo, że żyje, ale ktoś go przetrzymuje i chyba podejrzewam kto to taki…
- „Jak miałbym pomóc?”
- Porywacz podawał się za Liu. Ta osoba kontaktowała się z Sally przez internetowy czat. Dałbyś radę to sprawdzić i dowiedzieć się czegoś więcej?
- „Myślałem, że Ben jest specem od hackerstwa”
- Ale to w twojej obecności wszystkie fale radiowe i przekazy telefoniczne dostają pierdolca.
- „No dobra… spróbuję. To gdzie ten telefon?”

8 komentarzy:

  1. Uuuuuuuuuuuuuu *^* A jednak ja też jestem w opowiadaniu XD :D P.S. Tylko że w creepypaście Toby miał 16 lat, ale spoko XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Te rozmowy Jacka, Slendiego, Jeffa i proxów... XDD Boskie

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, wow i jeszcze raz wow! Potrafisz stworzyć niesamowity nastrój... Twoje opowiadanie ma cudowny mroczny klimat i każda linijka trzyma w napięciu... Gniazdo psycholi, poszukiwania Liu i niesamowicie odważna Sally w środku tego całego bałaganu. Cudowne, czekam z niecierpliwością na nexta i życzę dużo weny, bo talentu ci nie brakuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisaj jeszcze, Roześmiany będzie? :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejkuuu, masz niesamowity styl pisania. Mam nadzieję, że opowiadanie nie umarło i będziesz jeszcze pisać ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam gdy w opowiadaniu jest trochę przekleństw <3 :-)
    Hakerzy są cool ;-)
    Kocham creepypaste!<3
    Kocham takie klimaty!<3
    Jesteś niezastąpiona w pisaniu opowiadań!
    XD Rinkashi

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham ten moment: - Eyeless Jack nic ci nie zrobi. Pomieszkuje tu od czasu do czasu ze mną, ale jest całkowicie niegroźny. Daj mu jakąś nereczkę, to od razu go przekupisz. To trochę jak z psem.
    - Jeff! Nienawidzę, gdy nazywasz mnie psem, przecież wiesz – wrzasnął oburzony Jack, uderzając pięścią w stół. Jeffrey przewrócił oczami i westchnął

    OdpowiedzUsuń