Rozdział VIII

     Moi drodzy,
Dziękuję Wam, że pomimo długiego oczekiwania na rozdziały wciąż ze mną jesteście, piszecie mi różne, miłe rzeczy, które NAPRAWDĘ zachęcają do dalszego pisania. Nie zawieszam tego bloga - uwielbiam pisać i dalej będę kontynuowała to opowiadanie, z tym, że posty mogą być dodawane co parę tygodni. Niestety, w życiu, prócz przyjemności, są jeszcze obowiązki....
Miłego czytania! :)

____________________________________________________


     Zimny wzrok Jeffa mierzący moją sylwetkę dał mi do zrozumienia, że w tej chwili mam iść po swój telefon. Nie miałam zamiaru go w żaden sposób prowokować, toteż oddaliłam się od stołu, by zaraz na nowo do niego wrócić z komórką w ręką. Przekazałam ją w obślizgłe, długie łapy Slendermana i zajęłam swoje wcześniejsze miejsce. Sprzęt niemal od razu zaczął wariować. Na zmianę wibrował i przestawał, piosenki same się odtworzyły z tą różnicą, że grały od tyłu. W połowie przerywały i zaczynały niemiłosiernie trzeszczeć. Wszystkie dźwięki były na tyle okrutne, że sam Jeffrey zakrył dłońmi uszy.
- „Masz bardzo interesujące zdjęcia w galerii”
Syknęłam cicho, czując jak na moje policzki wkrada się intensywnie różowy rumieniec. Wzięłam głęboki haust powietrza, widząc przed oczyma kompromitujące mnie zdjęcia, które zwykłam robić wraz z Yennefer. W życiu bym nie pomyślała, że kiedyś ujrzą one światło dzienne, a już tym bardziej, że będzie je oglądał popaprany gość cierpiący na nadgigantyczny gigantyzm.
- Ty chyba nie miałeś przeglądać mi zdjęć, tylko odnaleźć Dr.W, prawda? – zaczęłam się bronić, pokładając swój tułów na stół i próbując dosięgnąć ręką swój telefon, by oswobodzić go spod kontroli rozbawionego Slendera. Szybko jednak poczułam na swoich włosach uścisk zimnej, szorstkiej dłoni Jeffa, który łapiąc pęk, pociągnął mnie brutalnie na miejsce.
- To na nic – powiedział Jack, mlaskając i żując resztkę nerki. Wszystkie oczy powędrowały teraz na niego, a gdy przełknął swój posiłek, dokończył:
- Slendi to taki gość, który prześwietla każdy sprzęt jedynie za jego dotknięciem. Widzi teraz każde twoje zdjęcie, notatkę, smsy…
- Co! – uniosłam się łapiąc za głowę. No pięknie, jeszcze tego brakowało by Slenderman przeczytał moje psychiczne wiadomości do Yennefer o tym, jak bardzo mentalnie związałam się z Jeffem i jak mi zależy na jego odnalezieniu i uratowaniu od całkowitego zatracenia się.
- „Sally, naprawdę pisałaś takie smsy? Nie zwróciłem uwagi…”
No tak. Przecież Pan Elegancik czyta również w myślach. Wszystko, o czym pomyślałam, o każdej obawie, zagwozdce – ON wiedział pierwszy. Przed nim niczego nie dało się ukryć.
- Jakie smsy? – dopytał się z dociekliwością Jack, odsuwając na bok zakrwawioną reklamówkę z ostatnią nerką.
- „Nasz Jeffrey ma wielbicielkę” – przekazał Slender, wyraźnie rozbawiony całą tą sytuacją.
- Wcale nie! – warknęłam łamiącym się głosem.  Znowu spłonęłam rumieńcem. – Jeff, zrób coś! On czyta moje wiadomości…!
Jeff jedynie westchnął teatralnie i przejechał dłonią po swojej twarzy.
- Mam was dość. Mam was, kurwa, dość. Was wszystkich – stęknął zrezygnowany, krzyżując ręce na piersi.
- No i widzisz co narobiłeś swoim wtrącaniem się? – skwitował Jack.
- „Ja? Sam chciałeś wiedzieć co Sally pisała o Jeffie swojej przyjaciółce. Przecież nie powiem ci tego na ucho. To byłoby ciężkie do zrobienia będąc pozbawionym twarzy, nie uważasz?”
Wtem w całym pomieszczeniu rozległ się odgłos wbijanego ostrza w drewniany stół. Spojrzałam z lekkim strachem na rozwścieczonego Jeffa, który trzymał drżącą dłoń na rękojeści noża. Wstał w milczeniu i wyszedł z mieszkania, a zaraz za nim pobiegł także i Jack. Nie wiedziałam co należy zrobić w takiej sytuacji, ale jak na mój gust, Jeff naprawdę się zdenerwował. Wcale mu się nie dziwiłam. Nie wiedzieć czemu chciałam być przy nim w tej chwili, dlatego również wstałam z krzesła.
- „Sally, nie.”
Jedna z macek Slendermana owinęła się wokół mnie szczelnie i posadziła mnie z powrotem na miejsce. Wbiłam wzrok w mojego towarzysza.
- „Lepiej, żeby został teraz sam. Czasami ma napady złości i wtedy tylko Jack potrafi go opanować. Gdybyś za nim poszła, skrzywdziłby cię.”
Do moich oczu napłynęły łzy. W tym miejscu wszystko było inne. Emocje kotłowały się we mnie jak szalone, miałam naraz pełno mieszanych uczuć.
- „Sall, co ty tu robisz? Oszalałaś? Sama podkładasz się mordercy pod nóż? Dlaczego aż tak bardzo zaintrygował cię właśnie Jeff, że wpadłaś na tak nieodpowiedzialny pomysł?”
- Wydaje mi się, że jest tego wart.
- „Wart czego? Na co ty liczysz, dziewczyno? Stałaś się narzędziem do komunikowania się dwóch, najgorszych, najbardziej brutalnych psychopatów ostatniego stulecia…”
- Co masz na myśli?
- „Wiem już, kto stoi za porwaniem Liu. To wcale nie było takie trudne, bo ON sam chciał zostać przez was odnalezionym. Ale jeśli Jeffrey się o tym dowie…” – westchnął Slender,  odkładając na bok mój zmaltretowany telefon.
- Kto to?
Brak odpowiedzi.
- No powiedz, kto to? Chcę wiedzieć, komu tak bardzo zależało na tym, abym się tutaj znalazła.
- „Współczuję ci, Sall. Sprawy zaszły za daleko, tak bardzo chciałbym ci pomóc, ale teraz jest już za późno. ON ma cię w garści, a jeżeli rozegra to dobrze, pozabija wszystkich. I Liu, i Jeffreya, i Ciebie. Tak bardzo mi przykro…” – Slenderman wstał, kierując się do wyjścia.
- Stój! – wrzasnęłam stanowczo i potykając się o własne nogi, pobiegłam za nim. Chwyciłam go mocno za rękę i zadarłam głowę w górę. – powiedz mi, co ja mam teraz robić?!
- „Teraz? Licz na szczęście, bo na nic innego już nie możesz, a tym bardziej na dobroć Jeffa – pamiętaj.”
- Proszę cię, nie zostawiaj mnie tu samej… - jęknęłam cicho, wycierając rękawem łzy. Upadłam na kolana i objęłam się rękoma. Zaczęłam żałować całej tej fatygi. Ja chciałam tylko znaleźć Jeffa, a sytuacja rozwinęła się na tyle, że czułam się w poważnym niebezpieczeństwie.
- „Znajdę chłopaków i porozmawiam z nimi, więc powinni lada chwila wrócić. Nie ruszaj się stąd, bo to mogłoby być niebezpieczne. Powodzenia, Sall.”
W mgnieniu oka znów zostałam sama. W ciemności, duchocie i odorze starych, zgniłych ludzkich organów.

***

Jeff wrócił późną nocą. Spałam już wtedy w pokoju, w którym przebudziłam się wcześniej, jednak gdy usłyszałam tłukące się szkło, podskoczyłam niczym oparzona. Powoli wyszłam z pomieszczenia, stając za plecami rozwścieczonego mężczyzny.
- Jeff – zaczęłam cichutkim szeptem, będąc gotową na każdą reakcję z jego strony. On jednak nie odezwał się. Oddychał tylko ciężko, trzymając w dłoniach resztki stłuczonego talerza.
– Jeff, do licha, pokaleczysz się…  - powiedziałam nieco odważnej i obeszłam go by móc stanąć do niego przodem. Niepewnym, powolnym ruchem zbliżyłam swoje dłonie do rąk mojego towarzysza, jednak nie widząc sprzeciwu z jego strony, stanowczo odebrałam mu zakrwawione szkło. – pokaż mi to… - ujęłam delikatnie szorstką dłoń Jeffa i odwróciłam ją wierzchnią stroną, by z linii papilarnych powyciągać drobne kawałki szkła. Słysząc ciche syknięcie chłopaka, przeniosłam wzrok na jego grymas twarzy. Powoli do niego przywykałam, toteż jego oszpecenie nie przerażało mnie tak mocno, jak za dnia.
- Boli? – spytałam, unosząc lekko kąciki ust ku górze. Ponownie spojrzałam na jego zakrwawioną dłoń i wciąż ją dotykając, pociągnęłam za nią lekko w prawo, by sięgnąć z szafki mały ręcznik. Odkręciłam kurek z lodowatą, skamieniałą wodą i kręcąc z niedowierzaniem głową, zmoczyłam szmatkę. Przepłukałam ją porządnie, wolną ręką jednak wciąż trzymając kurczowo dłoń mężczyzny.
- Co prawda to nie woda utleniona, ale może cię lekko zapiec – ostrzegłam go, zaraz później przykładając chłodny, wilgotny ręczniczek do zranionej skóry. – przytrzymaj ją sobie drugą ręką, dobrze? Posprzątam to szkło, bo powbija się wszystkim w nogi, zwłaszcza tym dzieciakom Slendiego. One są takie nieostrożne… - zaśmiałam się cicho i minęłam wciąż milczącego Jeffreya.
- Jeffy, ja wiem, że to absurdalne pytanie, ale czy masz tu coś w rodzaju miotły? – zerknęłam na pokerową twarz mojego towarzysza, jednak po jego minie stwierdziłam, że odpowiedź brzmi „nie.” – no okej, nie było pytania. Nie przejmuj się.
Kucnęłam i ostrożnie zaczęłam zbierać drobinki szkła w dłoń. Jeff uparcie stał w jednym miejscu i wlepiał we mnie swoje poharatane, zaczerwienione oczy, nie wykonując żadnego, nawet najmniejszego ruchu. Przerwałam na moment zbieranie rozbitego talerza i znów spojrzałam na mężczyznę.
- Jeff, słyszysz mnie, czy uszy też sobie wypaliłeś? Dociśnij drugą ręką ścierkę, bo to nic nie da gdy ona leży ci tak bezwładnie na dłoni. Zatamuj proszę krew… - pokręciłam ponownie głową, kontynuując sprzątanie. Jeff zmarszczył fałdy brwiowe i momentalnie przycisnął ręczniczek do krwawiącej ręki. Gdy skończyłam zbierać szkło, wstałam ostrożnie i nie widząc żadnego kosza na śmieci, wrzuciłam je do reklamówki, w której Jack przyniósł sobie nerki. Jeffrey w tym czasie zdążył mozolnie dojść do stołu i usiąść przy nim. Sama oparłam się o ścianę naprzeciwko, czekając na jakikolwiek komentarz ze strony mężczyzny.
- Chciałabym z tobą o czymś porozmawiać, ale ty przeszedłeś chyba na tryb mode off.
- O czym? – usłyszałam zachrypnięty głos towarzysza. Postanowiłam zatem usiąść, bo szykowała się chyba poważna rozmowa.
- Rozmawiałeś ze Slenderem?
- Rozmawiałem.
- Powiedział ci…? – spytałam ostrożnie, obserwując uważnie reakcję Jeffa.
- Powiedział.
- Opowiedz mi o tej osobie.
Jeff uniósł głowę i wbił we mnie swój zimny wzrok.
- Na co ci to wiedzieć?
- Bo ta sama osoba przywiozła mnie do ciebie. Ten ktoś chciał abym cię odnalazła.
- To nasze sprawy, nie twoje. Ty jesteś tylko naszym narzędziem. Niczym więcej. Do niczego nie jesteś mi potrzebna, rozumiesz? Jeżeli tylko będę miał okazję, wydam MU ciebie na najgorsze tortury świata, byleby odzyskać mojego Liu! – warknął, z każdym nowym słowem mocniej dociskając ścierkę do dłoni. Pod tak silnym naciskiem zaczęła ona krwawić jeszcze mocniej.
- Proszę, przestań… zadajesz sobie ból… - wstałam i podeszłam do Jeffa, próbując odciągnąć jego rękę. Ten jednak chwycił mnie za koszulkę i odepchnął w tył na tyle efektownie, że upadłam pod ścianą. Chwyciłam się za tył głowy, podciągając kolana pod klatkę piersiową.  Jeff wstał i rzucił w moją stronę zakrwawiony ręcznik.
- Swoją drogą, o jakich smsach mówił Slendi? – spytał, patrząc się na mnie cynicznym wzrokiem. Skrzyżował ręce i zaśmiał się sarkastycznie.
- Nieważne… - szepnęłam niewyraźnie, opierając policzek o kolano.
- W sumie masz rację, nie obchodzi mnie to, co inni o mnie myślą. Możesz spać na podłodze, rozgość się – zaoponował Jeff, sam wchodząc do jedynego, oddzielnego pokoju w tym domku. Jak widać nie miał zamiaru oddać mi na noc swojej „sypialni”, więc przyszło mi skulić się pod ścianą. Z zimna jednak długo jeszcze nie mogłam zmrużyć oka. Cała się trzęsłam, za oknem panowała wichura, cały wiatr dostawał się bez oporów do pomieszczenia poprzez nieszczelne okna. Na całym ciele miałam gęsią skórkę. Byłam o pustym żołądku, moje kończyny były całe zamarznięte, a czoło natomiast wydawało się buchać gorącem. Czy ja umierałam…?
Około godziny czwartej nad ranem powoli podniosłam się rozdygotana z ziemi, z zawrotami głowy, z trudem kierując się do pokoju Jeffa. Weszłam do środka i pomimo małych obaw, podeszłam do niego, śpiącego pod cieplutką pierzyną i z - o zgrozo - otwartymi oczami.
- Jeff.. – jęknęłam niewinnie, czując łamiące się pode mną nogi.  – Jeeeff…
Mężczyzna poruszył się niespokojnie i obrócił w moją stronę głowę.
- Czego ty chcesz? Śpię.
- Jeffy, ja zaraz zasłabnę.
- To fajnie. Dobranoc.
- Jeff, ale martwa na nic ci się nie przydam.
Usłyszałam jedynie głośne westchnięcie dezaprobaty.
- No dobra, przekonałaś mnie. Czego chcesz?
- Zimno mi, chyba mam gorączkę…
- Weź moją bluzę jak musisz. Przykryj się nią.
- Ale Jeff… ona jest cała brudna i na dodatek śmierdzi skrzepniętą krwią.  Ten zapach jedynie przyśpieszy proces mojego mdlenia. 
- Dobra – warknął ze zdenerwowaniem i odkrył kawałek łóżka. – kładź się, ale jak mnie dotkniesz gdziekolwiek i czymkolwiek, to pourywam ci wszystkie palce.
Uśmiechnęłam się słabo i usiadłam na skrawku pryczy, kładąc głowę na poduszce.
- Ty się chyba zapomniałaś – powiedział oschle, wyrywając ją spode mnie. – poduszka jest moja.
- Chytrus… - westchnęłam pod nosem i okryłam się szczelnie puchatą kołdrą. Odwróciłam się plecami do Jeffa i czując przyjemne ciepło rozprowadzające się po całym moim ciele, zamknęłam oczy, zasypiając.

11 komentarzy:

  1. Hah! <3 Najlepsze! XD Pisz mi tu zaraz kolejny rozdział! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne!!! <3 Czekam na więcej! :D :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Super *-* czekam na więcej! <3 ~Kejteł

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne! <3 <3 Kiedy kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowite. Tylko to jedno słowo przychodzi mi do głowy. Jestem zaskoczona takim obrotem sprawy. Nie spodziewałam się, że... Mam takie wrażenie, że Jeff i Sally się do siebie bardzo zbliżą... To dziwne, ale zaczynam lubić Jeffa. :))
    Pisz szybko nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zarąbiste 😄 💛💚💜💙❤ -Marcelina

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudne.... Next!!!����

    OdpowiedzUsuń
  8. Potrzebuję kolejnego ;-; so bad

    OdpowiedzUsuń
  9. Pisz bo zjada mnie ciekawość :))

    OdpowiedzUsuń
  10. Oooooo... :-Q :-) :-D <3
    Brak słów............
    XD Rinkashi

    OdpowiedzUsuń