Rozdział XI


Czołem!
Zanim zjedziecie niżej, by przeczytać rozdział, chciałabym jedynie ostrzec, że jest on tak jakby, troszkę, +18. Więc jeżeli ktoś nie czuje się na siłach by czytać rzeczy dotyczące wrażliwych tematów,  prosiłabym, aby go sobie odpuścił.
Drugą sprawą jest mój zwiastun. Jeżeli ktoś go jeszcze nie widział, zapraszam serdecznie do oglądania.
Wybaczcie mi moment skończenia rozdziału, chciałam Was troszkę podenerwować ^^"



________________________________________________________


     Pobyt w tym miejscu był czymś, czego nigdy więcej nie chciałabym powtórzyć. W niewielkim, kwadratowym pomieszczeniu gęstość odoru zgniłych, rozkładających się od dłuższego czasu ciał oraz skrzepłej krwi przyklejonej do podłoża unosiła się niemalże w powietrzu. Brak jakichkolwiek okien i wywietrzników skazywał Liu i mnie na wdychanie tej ostrej mieszanki, co przyprawiało nas o niejednokrotne zawroty głowy, a nawet wymioty, których nieprzyjemny zapach mieszał się z pozostałymi zapachami i atakował nozdrza z ogromną precyzją. Wszystkie zmysły były wyostrzone za sprawą ciemności i poczucia niepewności. Zaczęłam panikować, zanosić się płaczem, dusić się własnymi łzami. Kiedy aura miejsca, w którym się znajdowałam znowu do mnie wracała, przekrzywiałam się w bok i przenosiłam ciężar ciała na swoje kolana, ponownie z obrzydzeniem zwracając resztki posiłku sprzed paru dni. Przetarłam dłonią usta i ponownie zaszlochałam bezradnie na całą klitkę. Szybko poczułam duże, drżące dłonie mężczyzny na swoich ramionach, którymi pociągnął mnie w swoją stronę. Zamknął moje ciało w ciasnym uścisku i szepnął mi do ucha słowa otuchy. Gdyby nie jego obecność, która dodawała mi siły i odwagi, nie przetrwałabym tu. Wolałabym się rozpędzić i rąbnąć skutecznie głową w mur, niżeli siedzieć tu i męczyć się nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
- Już dobrze… już dobrze – powtarzał w kółko Liu, głaszcząc mnie co rusz po głowie. Chwycił w pewnym momencie za wycięcie mojej koszulki i podniósł ją, zakrywając mi nos i usta. – Przytrzymaj sobie. Pomoże.
Nie byłam świadoma tego, w jakim tempie mijał tutaj czas. Wiedziałam jedynie, że liczenie w głowie minut nie było dobrym wyjściem z sytuacji, ponieważ te wydłużały się jeszcze bardziej.
    W pewnym momencie usłyszałam od zewnątrz charakterystyczny szczekot zamka, świadczący o tym, że ktoś otwiera drzwi. Drgnęłam z przerażeniem i mocniej wtuliłam się w ciało Liu. Myślałam, że to koniec. Że ten cały Philips skończy nasz żywot swoimi odwiedzinami. Rozpłakałam się znowu, gryząc strzępek koszulki mojego towarzysza.
- Czy… czy to on? – jęknęłam przeraźliwie, czując niewyobrażalny strach osłabiający moje ciało.
- Nie bój się – usłyszałam jedynie w odpowiedzi i w tej samej chwili drzwi otworzyły się z impetem, a gwałtownie zapalone światło zraniło moje tęczówki. Wykrzywiłam się w bólu i wrzasnęłam, zaciskając mocno powieki i chowając się w Liu. Usłyszałam te same, potężne kroki co wcześniej i gromki, lubieżny chichot panoszący się echem po ścianach. Bałam się otworzyć oczy. Zdałam się jedynie na słuch, który podpowiadał mi, że owy Philips zbliżał się coraz bardziej i bardziej…
- Spójrz na mnie, suko – zaoponował poważnie. Poczułam zaschnięte wargi Liu na swoim czole, jakby nakazywał mi, abym posłusznie wykonała polecenie. Walcząc ze strachem, powoli rozkleiłam powieki i poczęłam lustrować mężczyznę począwszy od butów. Mój wzrok kierował się coraz bardziej w górę, po zakrwawionym, brudnym, lekarskim kitlu aż w końcu zadarłam głowę, by móc przyjrzeć się jego twarzy. Momentalnie moje ciało wzdrygnęło i podchodząca kolejna fala wymiocin zmusiła mnie do ponownego skulenia się i zwymiotowania. Kolejna salwa łez wydostała się spod moich powiek. Philips miał przerażająco poharataną twarz. Pomijając już drastycznie wycięty, paradoksalny uśmiech, jego policzki były w szwach, natomiast wzdłuż czoła widniała podłużna, obrzydliwa, gruba blizna. To było zbyt wiele jak na mój organizm. Wcześniej widywałam takie dziwadła jedynie w filmach, ale nigdy nie przyszło mi na myśl, że zobaczę to na własne oczy.
- Dlaczego to robisz? – spytałam bezradnym, drżącym głosem, wciąż klęcząc ze spuszczoną głową.
- Nie wiesz, że zemsta smakuje najlepiej? – odpowiedział rozbawiony sięgając po mnie. Chwycił mnie za kark i podniósł, przygwożdżając do ściany. Poczułam się przez chwilę jak podczas poznania Jeffa, gdy ten rzucił się na mnie z zamiarem zabicia. Tym razem odczuwałam jednak dwukrotnie większy i silniejszy strach oraz przerażenie. Chwycił za swój nóż i ułożył ostrze między moimi obojczykami.
- Ja też mam rodzinę… - stęknęłam przeraźliwie cichym głosem, chcąc walczyć o swoje życie. Nie chciałam zostać rozszarpana na strzępy przez jakiegoś psychola. Jeszcze nie teraz. – Skoro ty tak bardzo nie chciałeś jej stracić, dlaczego chcesz pozbawić tego również i mnie?
- Nie mam już nic do stracenia, słyszysz? A ty aż się prosiłaś o to, by cię tutaj ściągnąć… - szepnął Philips, zbliżając się do mojego ucha i szepcząc wprost w nie. Wykonał posuwisty ruch nożem w dół, rozcinając nie tylko na dwie części moją bluzkę, ale również naskórek. Wrzasnęłam spanikowana i zaczęłam się rzucać oraz kopać mojego oprawcę. Nadeszło apogeum strachu. Obrzydzenia. Poniżenia.
- Puść mnie! Zostaw ty chory skurwysynie! – warknęłam na całe gardło. Liu ostatkami sił próbował się podnieść by mnie ratować, niestety ciasno zapięte łańcuchy werżnięte w jego skórę pozwalały mu tylko na jedną pozycję siedzącą.
- Zostaw ją, Philips! Przecież ona nie jest niczemu winna… - zaczął oponować, jednakże na marne. Philips go ignorował, a wręcz odniosłam wrażenie, że odczuwał satysfakcję i dzikie podniecenie z naszej bezradności i niewinności. Spróbowałam go kopnąć, podrapać czy chociażby ugryźć, ale za wszelkie działania sabotażowe zostawałam ukarana wymierzonym, siarczystym policzkiem. Krew ściekała stróżkami wzdłuż mojej klatki piersiowej, jednakże w tym momencie nie czułam bólu. Adrenalina pulsowała w moich żyłach i dawała mi wolę walki o przetrwanie.
- Jeff, błagam, pomóż mi… - szepnęłam roztrzęsiona odchylając głowę w tył by nie patrzeć na obleśnego, sapiącego psychopatę, który swoimi poklejonymi od krwi łapskami dobierał się łapczywie moich ramion, piersi, talii. Rozsunął swoim kolanem moje uda, moje nadgarstki zaś złączył ze sobą i przygwoździł rękawy nożem, tak, bym nie mogła wykonać nimi żadnego ruchu. Łzy zalewały moje policzki.
- Jeffrey poczuje jak to jest stracić jedyne osoby, które go rozumieją i kochają, szmato – wysapał w moje usta, po czym oblizał je wulgarnie. – Poczuje ten ból, który czuje ktoś, kto musi patrzeć na cierpienie najbliższych.
- Masz mnie, po co ci Sally?! Ona nic nie znaczy, wrobiłeś ją w to wszystko ale to nie zmienia faktu, że nie ma nic wspólnego z tym, co zrobił Jeffrey! – warknął Liu, podrywając się bezowocnie z ziemi.
- Trudno. Jedna śmierć w tę czy we w tę… - zarechotał Philips.
- Pierdol się! – krzyknęłam, spluwając na niego, za co szybko spotkała mnie kara w postaci kolejnego policzka. – Jeffrey przyjdzie i nas uratuje, pedale!
- To świetnie się składa! – odpowiedział entuzjastycznie morderca. – Bo widzisz, słoneczko… tu, w tej części szpitalnego skrzydła, mam moc, z którą nie może zmierzyć się nawet horda uzbrojonych policjantów. Wszystko idzie zgodnie z planem. Zagwarantowałaś Jeffreyowi przyjście tu, tym samym skazując go na śmierć. Chyba powinienem ci podziękować…
Drzwi z impetem ponownie się otworzyły. Nie wiem, czy to ja myślami sprowadziłam odsiecz, czy to było czystym przypadkiem, że właśnie w tej chwili z pomocą nadszedł młodszy z Woodsów wraz z bezokim Jackiem i jeszcze innym, śmiesznym typkiem, którego nie było dane mi wcześniej poznać. Wszyscy się zdziwiliśmy. Nie wiedzieć czemu poczułam ogromną ulgę i radość, że znów jestem blisko Jeffa.
- Właśnie o tobie rozmawiamy – odezwał się pierwszy Philips, odwracając się w ich stronę. Zaśmiał się złowieszczo i rozłożył w geście powitania ręce. Jeffrey momentalnie przeniósł wzrok na moją sylwetkę wciąż wiszącą przy ścianie i ze wściekłością obserwował cieknącą krew po mojej nagiej klatce piersiowej.
- Jeff… - szepnął Liu, na policzkach którego zalśniły łzy. Nie da się opisać słowami tęsknoty i żalu bijących z jego rzewnych oczu. Jeff przeniósł swój wzrok na posturę okaleczonego, wychudzonego brata i znów zauważyć było można w nim pewną bezsilność i zrezygnowanie. Faktycznie widok ukochanej osoby w takim stanie mógł ugodzić bardziej niż niejeden cios wymierzony nożem. Nieznana mi „kukiełka” ze stożkowym nosem dopadła Philipsa przykładając mu nóż do gardła, zaś Jack podbiegł do mnie i uwolnił mnie spod ostrza. Chwyciłam się go by nie upaść i szybko padłam przy Liu, by wykorzystać dezorientację Kata i spróbować go uwolnić spod łańcuchów.
- Zastanawiam się, mój drogi, stary przyjacielu, czego aktem jest twoje przybycie tu – zaczął rozbawiony Philips, w zawrotnym tempie i z nadludzką siłą odrzucając „kukłę” w bok, pod ścianę. – Odwagi? Samobójstwa? Czy może głupoty?
- Wynik nie jest jeszcze przesądzony – syknął rozwścieczony Jeffrey, stojąc skupiony naprzeciwko potwora, którego niegdyś sam stworzył. Na wyciągnięciu ręki miał swój nóż. Eyeless Jack podszedł do nas i również próbował rozwalić żelastwo przykute do starszego Woodsa.
- Musimy uciekać. To sprawa między tą dwójką – szepnął stanowczo Jack, uwalniając nogi Liu i tym samym będąc zmuszonym wyrwać łańcuchy ze skóry mężczyzny. Ten zawył z bólu po czym zacisnął zęby. Trzymałam go mocno w uścisku, by wesprzeć go, choć w minimalnym stopniu. W końcu przełożyłam sobie jego jedną rękę, Jack zaś zrobił to samo z drugą. Z trudem próbowaliśmy podnieść Liu, który mimo wszystko nie był w stanie iść o własnych siłach i poranionych nogach. Stał na nich pierwszy raz od tylu lat, że ból był jak najbardziej uzasadniony.
- A gdzie Slender? – spytałam, obserwując zajętych sobą Jeffa i Philipsa.
- On nie mógł tu wejść. Za dużo tu fal radiowych. W takiej ilości zabiłyby go. Czeka na zewnątrz – usłyszałam w odpowiedzi. Sunąc tuż przy ścianie wyszliśmy prędko z pokoju, pozostawiając w nim jedynie trzy osoby : młodszego Woodsa, doktora Philipsa oraz „Stożkowo-nosowego”.
Philips odwrócił się w naszą stronę i warknął jedynie:
- Później ich złapię. Najpierw muszę rozprawić się z tobą, Jeff.
Dalszego rozwoju sprawy nie było mi pisane słyszeć, gdyż wraz z bezokim wyprowadzałam Liu. Szliśmy tym samym, długim korytarzem, którym dzień wcześniej byłam ciągnięta przez oprawcę i w tej chwili wydawał się być równie beznadziejnie długi, co za pierwszym razem. Strasznie bałam się o Jeffa. Przeczucie mi mówiło, że nawet jeżeli teraz uda nam się uratować, to gdy Philips zamorduje Jeffreya, prędzej czy później znajdzie i nas. Z każdym krokiem byłam bliżej do wyjścia, natomiast dalej od czystego sumienia. W pewnym momencie zatrzymałam się gwałtownie.
- Jack, weź go. Muszę tam wrócić i pomóc Jeffowi – skwitowałam, zdejmując z siebie powoli rękę Liu.
- Oszalałaś?! – warknął Jack, próbując mnie zatrzymać i wybić z głowy ten absurdalny zryw. – Jedyne co zrobisz to wzbogacisz ten pokój o jeszcze jednego, zmasakrowanego trupa.
- Trudno – odparłam, wyrywając się z rąk Eyelessa.
- Popaprana dziwka… Jak chcesz, idź sobie umrzeć, ja wracam z Liu do domu – odparł zirytowany Jack, na co jedynie uśmiechnęłam się zgryźliwie i pobiegłam w stronę miejsca, z którego cholernie pragnęłam uciec. Trudno, skoro i tak miałam umrzeć, to wolałam z rąk wroga, niżeli Jeffreya, którego chyba zaczynałam tolerować. 

15 komentarzy:

  1. Świetne! ������

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo <3 Od teraz Julka to będzie nasza kukła. XD Boskie Sarcia <3 Pisz szybko kolejny rozdział kochana!<3 <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuu *-* kochana czekam na kolejny !!

    OdpowiedzUsuń
  4. Urwać w takim momencie.. toż to okrutne. Ale jest tak dobre, że przymknę na to oko.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ey a kiedy następny rozdział? OuO

    OdpowiedzUsuń
  6. Więcej, więcej, więcej! :
    Uwielbiam! Trzyma w napięciu, a akcja toczy się błyskawicznie co w przypadku tego rodzaju opków jest dużym plusem.
    Kochana, nie nudzisz, widać, że masz fajny pomysł, co wiecej?
    Jest naprawdę super. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dawaj next bo tu zdechnę beż Jeffa ;-;

    OdpowiedzUsuń
  8. Już 2 grudnia, a ja wciąż usycham czekając ;-; to będzie coś skoro piszesz i piszesz :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Już 2 grudnia, a ja wciąż usycham czekając ;-; to będzie coś skoro piszesz i piszesz :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem cierpliwa :) poczekam. Tylko prooooooszę wrzuć szybko :* xD

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam Jeffa, a w tym opowiadaniu Jeff jest numerem jeden. To opowiadanie jest najlepsze <3 :-) :-D ;-)
    XD Rinkashi

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale napięcie wowwowwowwowwowwowowowow BOSKIE!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń