Moi drodzy,
Dziękuję Wam, że pomimo długiego oczekiwania na rozdziały wciąż ze mną jesteście, piszecie mi różne, miłe rzeczy, które NAPRAWDĘ zachęcają do dalszego pisania. Nie zawieszam tego bloga - uwielbiam pisać i dalej będę kontynuowała to opowiadanie, z tym, że posty mogą być dodawane co parę tygodni. Niestety, w życiu, prócz przyjemności, są jeszcze obowiązki....
Miłego czytania! :)
____________________________________________________
Zimny wzrok Jeffa mierzący moją sylwetkę dał mi do zrozumienia, że w tej chwili mam iść po swój telefon. Nie miałam zamiaru go w żaden sposób prowokować, toteż oddaliłam się od stołu, by zaraz na nowo do niego wrócić z komórką w ręką. Przekazałam ją w obślizgłe, długie łapy Slendermana i zajęłam swoje wcześniejsze miejsce. Sprzęt niemal od razu zaczął wariować. Na zmianę wibrował i przestawał, piosenki same się odtworzyły z tą różnicą, że grały od tyłu. W połowie przerywały i zaczynały niemiłosiernie trzeszczeć. Wszystkie dźwięki były na tyle okrutne, że sam Jeffrey zakrył dłońmi uszy.
Dziękuję Wam, że pomimo długiego oczekiwania na rozdziały wciąż ze mną jesteście, piszecie mi różne, miłe rzeczy, które NAPRAWDĘ zachęcają do dalszego pisania. Nie zawieszam tego bloga - uwielbiam pisać i dalej będę kontynuowała to opowiadanie, z tym, że posty mogą być dodawane co parę tygodni. Niestety, w życiu, prócz przyjemności, są jeszcze obowiązki....
Miłego czytania! :)
____________________________________________________
Zimny wzrok Jeffa mierzący moją sylwetkę dał mi do zrozumienia, że w tej chwili mam iść po swój telefon. Nie miałam zamiaru go w żaden sposób prowokować, toteż oddaliłam się od stołu, by zaraz na nowo do niego wrócić z komórką w ręką. Przekazałam ją w obślizgłe, długie łapy Slendermana i zajęłam swoje wcześniejsze miejsce. Sprzęt niemal od razu zaczął wariować. Na zmianę wibrował i przestawał, piosenki same się odtworzyły z tą różnicą, że grały od tyłu. W połowie przerywały i zaczynały niemiłosiernie trzeszczeć. Wszystkie dźwięki były na tyle okrutne, że sam Jeffrey zakrył dłońmi uszy.
- „Masz bardzo interesujące zdjęcia w galerii”
Syknęłam
cicho, czując jak na moje policzki wkrada się intensywnie różowy rumieniec.
Wzięłam głęboki haust powietrza, widząc przed oczyma kompromitujące mnie
zdjęcia, które zwykłam robić wraz z Yennefer. W życiu bym nie pomyślała, że
kiedyś ujrzą one światło dzienne, a już tym bardziej, że będzie je oglądał
popaprany gość cierpiący na nadgigantyczny gigantyzm.
- Ty chyba
nie miałeś przeglądać mi zdjęć, tylko odnaleźć Dr.W, prawda? – zaczęłam się
bronić, pokładając swój tułów na stół i próbując dosięgnąć ręką swój telefon,
by oswobodzić go spod kontroli rozbawionego Slendera. Szybko jednak poczułam na
swoich włosach uścisk zimnej, szorstkiej dłoni Jeffa, który łapiąc pęk,
pociągnął mnie brutalnie na miejsce.
- To na nic
– powiedział Jack, mlaskając i żując resztkę nerki. Wszystkie oczy powędrowały
teraz na niego, a gdy przełknął swój posiłek, dokończył:
- Slendi to
taki gość, który prześwietla każdy sprzęt jedynie za jego dotknięciem. Widzi
teraz każde twoje zdjęcie, notatkę, smsy…
- Co! –
uniosłam się łapiąc za głowę. No pięknie, jeszcze tego brakowało by Slenderman
przeczytał moje psychiczne wiadomości do Yennefer o tym, jak bardzo mentalnie
związałam się z Jeffem i jak mi zależy na jego odnalezieniu i uratowaniu od
całkowitego zatracenia się.
- „Sally, naprawdę pisałaś takie smsy? Nie
zwróciłem uwagi…”
No tak.
Przecież Pan Elegancik czyta również w myślach. Wszystko, o czym pomyślałam, o
każdej obawie, zagwozdce – ON wiedział pierwszy. Przed nim niczego nie dało się
ukryć.
- Jakie
smsy? – dopytał się z dociekliwością Jack, odsuwając na bok zakrwawioną
reklamówkę z ostatnią nerką.
- „Nasz Jeffrey ma wielbicielkę” – przekazał
Slender, wyraźnie rozbawiony całą tą sytuacją.
- Wcale nie! – warknęłam łamiącym się
głosem. Znowu spłonęłam rumieńcem. –
Jeff, zrób coś! On czyta moje wiadomości…!
Jeff jedynie
westchnął teatralnie i przejechał dłonią po swojej twarzy.
- Mam was
dość. Mam was, kurwa, dość. Was wszystkich – stęknął zrezygnowany, krzyżując
ręce na piersi.
- No i
widzisz co narobiłeś swoim wtrącaniem się? – skwitował Jack.
- „Ja? Sam chciałeś wiedzieć co Sally pisała o
Jeffie swojej przyjaciółce. Przecież nie powiem ci tego na ucho. To byłoby
ciężkie do zrobienia będąc pozbawionym twarzy, nie uważasz?”
Wtem w całym
pomieszczeniu rozległ się odgłos wbijanego ostrza w drewniany stół. Spojrzałam
z lekkim strachem na rozwścieczonego Jeffa, który trzymał drżącą dłoń na
rękojeści noża. Wstał w milczeniu i wyszedł z mieszkania, a zaraz za nim
pobiegł także i Jack. Nie wiedziałam co należy zrobić w takiej sytuacji, ale
jak na mój gust, Jeff naprawdę się zdenerwował. Wcale mu się nie dziwiłam. Nie
wiedzieć czemu chciałam być przy nim w tej chwili, dlatego również wstałam z
krzesła.
- „Sally, nie.”
Jedna z
macek Slendermana owinęła się wokół mnie szczelnie i posadziła mnie z powrotem
na miejsce. Wbiłam wzrok w mojego towarzysza.
- „Lepiej, żeby został teraz sam. Czasami ma
napady złości i wtedy tylko Jack potrafi go opanować. Gdybyś za nim poszła,
skrzywdziłby cię.”
Do moich
oczu napłynęły łzy. W tym miejscu wszystko było inne. Emocje kotłowały się we
mnie jak szalone, miałam naraz pełno mieszanych uczuć.
- „Sall, co ty tu robisz? Oszalałaś? Sama
podkładasz się mordercy pod nóż? Dlaczego aż tak bardzo zaintrygował cię
właśnie Jeff, że wpadłaś na tak nieodpowiedzialny pomysł?”
- Wydaje mi
się, że jest tego wart.
- „Wart czego? Na co ty liczysz, dziewczyno?
Stałaś się narzędziem do komunikowania się dwóch, najgorszych, najbardziej
brutalnych psychopatów ostatniego stulecia…”
- Co masz na
myśli?
- „Wiem już, kto stoi za porwaniem Liu. To
wcale nie było takie trudne, bo ON sam chciał zostać przez was odnalezionym. Ale
jeśli Jeffrey się o tym dowie…” – westchnął Slender, odkładając na bok mój zmaltretowany telefon.
- Kto to?
Brak
odpowiedzi.
- No
powiedz, kto to? Chcę wiedzieć, komu tak bardzo zależało na tym, abym się tutaj
znalazła.
- „Współczuję ci, Sall. Sprawy zaszły za
daleko, tak bardzo chciałbym ci pomóc, ale teraz jest już za późno. ON ma cię w
garści, a jeżeli rozegra to dobrze, pozabija wszystkich. I Liu, i Jeffreya, i
Ciebie. Tak bardzo mi przykro…” – Slenderman wstał, kierując się do
wyjścia.
- Stój! –
wrzasnęłam stanowczo i potykając się o własne nogi, pobiegłam za nim. Chwyciłam
go mocno za rękę i zadarłam głowę w górę. – powiedz mi, co ja mam teraz robić?!
- „Teraz? Licz na szczęście, bo na nic innego
już nie możesz, a tym bardziej na dobroć Jeffa – pamiętaj.”
- Proszę
cię, nie zostawiaj mnie tu samej… - jęknęłam cicho, wycierając rękawem łzy.
Upadłam na kolana i objęłam się rękoma. Zaczęłam żałować całej tej fatygi. Ja
chciałam tylko znaleźć Jeffa, a sytuacja rozwinęła się na tyle, że czułam się w
poważnym niebezpieczeństwie.
- „Znajdę chłopaków i porozmawiam z nimi, więc
powinni lada chwila wrócić. Nie ruszaj się stąd, bo to mogłoby być
niebezpieczne. Powodzenia, Sall.”
W mgnieniu
oka znów zostałam sama. W ciemności, duchocie i odorze starych, zgniłych
ludzkich organów.
***
Jeff wrócił późną
nocą. Spałam już wtedy w pokoju, w którym przebudziłam się wcześniej, jednak
gdy usłyszałam tłukące się szkło, podskoczyłam niczym oparzona. Powoli wyszłam
z pomieszczenia, stając za plecami rozwścieczonego mężczyzny.
- Jeff –
zaczęłam cichutkim szeptem, będąc gotową na każdą reakcję z jego strony. On
jednak nie odezwał się. Oddychał tylko ciężko, trzymając w dłoniach resztki
stłuczonego talerza.
– Jeff, do
licha, pokaleczysz się… - powiedziałam nieco
odważnej i obeszłam go by móc stanąć do niego przodem. Niepewnym, powolnym
ruchem zbliżyłam swoje dłonie do rąk mojego towarzysza, jednak nie widząc
sprzeciwu z jego strony, stanowczo odebrałam mu zakrwawione szkło. – pokaż mi
to… - ujęłam delikatnie szorstką dłoń Jeffa i odwróciłam ją wierzchnią stroną,
by z linii papilarnych powyciągać drobne kawałki szkła. Słysząc ciche syknięcie
chłopaka, przeniosłam wzrok na jego grymas twarzy. Powoli do niego przywykałam,
toteż jego oszpecenie nie przerażało mnie tak mocno, jak za dnia.
- Boli? –
spytałam, unosząc lekko kąciki ust ku górze. Ponownie spojrzałam na jego
zakrwawioną dłoń i wciąż ją dotykając, pociągnęłam za nią lekko w prawo, by
sięgnąć z szafki mały ręcznik. Odkręciłam kurek z lodowatą, skamieniałą wodą i
kręcąc z niedowierzaniem głową, zmoczyłam szmatkę. Przepłukałam ją porządnie,
wolną ręką jednak wciąż trzymając kurczowo dłoń mężczyzny.
- Co prawda
to nie woda utleniona, ale może cię lekko zapiec – ostrzegłam go, zaraz później
przykładając chłodny, wilgotny ręczniczek do zranionej skóry. – przytrzymaj ją
sobie drugą ręką, dobrze? Posprzątam to szkło, bo powbija się wszystkim w nogi,
zwłaszcza tym dzieciakom Slendiego. One są takie nieostrożne… - zaśmiałam się
cicho i minęłam wciąż milczącego Jeffreya.
- Jeffy, ja
wiem, że to absurdalne pytanie, ale czy masz tu coś w rodzaju miotły? –
zerknęłam na pokerową twarz mojego towarzysza, jednak po jego minie
stwierdziłam, że odpowiedź brzmi „nie.” – no okej, nie było pytania. Nie
przejmuj się.
Kucnęłam i
ostrożnie zaczęłam zbierać drobinki szkła w dłoń. Jeff uparcie stał w jednym
miejscu i wlepiał we mnie swoje poharatane, zaczerwienione oczy, nie wykonując
żadnego, nawet najmniejszego ruchu. Przerwałam na moment zbieranie rozbitego
talerza i znów spojrzałam na mężczyznę.
- Jeff, słyszysz
mnie, czy uszy też sobie wypaliłeś? Dociśnij drugą ręką ścierkę, bo to nic nie
da gdy ona leży ci tak bezwładnie na dłoni. Zatamuj proszę krew… - pokręciłam
ponownie głową, kontynuując sprzątanie. Jeff zmarszczył fałdy brwiowe i
momentalnie przycisnął ręczniczek do krwawiącej ręki. Gdy skończyłam zbierać
szkło, wstałam ostrożnie i nie widząc żadnego kosza na śmieci, wrzuciłam je do
reklamówki, w której Jack przyniósł sobie nerki. Jeffrey w tym czasie zdążył
mozolnie dojść do stołu i usiąść przy nim. Sama oparłam się o ścianę
naprzeciwko, czekając na jakikolwiek komentarz ze strony mężczyzny.
- Chciałabym
z tobą o czymś porozmawiać, ale ty przeszedłeś chyba na tryb mode off.
- O czym? –
usłyszałam zachrypnięty głos towarzysza. Postanowiłam zatem usiąść, bo
szykowała się chyba poważna rozmowa.
-
Rozmawiałeś ze Slenderem?
-
Rozmawiałem.
- Powiedział
ci…? – spytałam ostrożnie, obserwując uważnie reakcję Jeffa.
-
Powiedział.
- Opowiedz
mi o tej osobie.
Jeff uniósł
głowę i wbił we mnie swój zimny wzrok.
- Na co ci
to wiedzieć?
- Bo ta sama
osoba przywiozła mnie do ciebie. Ten ktoś chciał abym cię odnalazła.
- To nasze
sprawy, nie twoje. Ty jesteś tylko naszym narzędziem. Niczym więcej. Do niczego
nie jesteś mi potrzebna, rozumiesz? Jeżeli tylko będę miał okazję, wydam MU
ciebie na najgorsze tortury świata, byleby odzyskać mojego Liu! – warknął, z
każdym nowym słowem mocniej dociskając ścierkę do dłoni. Pod tak silnym
naciskiem zaczęła ona krwawić jeszcze mocniej.
- Proszę,
przestań… zadajesz sobie ból… - wstałam i podeszłam do Jeffa, próbując
odciągnąć jego rękę. Ten jednak chwycił mnie za koszulkę i odepchnął w tył na
tyle efektownie, że upadłam pod ścianą. Chwyciłam się za tył głowy, podciągając
kolana pod klatkę piersiową. Jeff wstał
i rzucił w moją stronę zakrwawiony ręcznik.
- Swoją
drogą, o jakich smsach mówił Slendi? – spytał, patrząc się na mnie cynicznym
wzrokiem. Skrzyżował ręce i zaśmiał się sarkastycznie.
- Nieważne…
- szepnęłam niewyraźnie, opierając policzek o kolano.
- W sumie
masz rację, nie obchodzi mnie to, co inni o mnie myślą. Możesz spać na
podłodze, rozgość się – zaoponował Jeff, sam wchodząc do jedynego, oddzielnego
pokoju w tym domku. Jak widać nie miał zamiaru oddać mi na noc swojej „sypialni”,
więc przyszło mi skulić się pod ścianą. Z zimna jednak długo jeszcze nie mogłam
zmrużyć oka. Cała się trzęsłam, za oknem panowała wichura, cały wiatr dostawał
się bez oporów do pomieszczenia poprzez nieszczelne okna. Na całym ciele miałam
gęsią skórkę. Byłam o pustym żołądku, moje kończyny były całe zamarznięte, a
czoło natomiast wydawało się buchać gorącem. Czy ja umierałam…?
Około
godziny czwartej nad ranem powoli podniosłam się rozdygotana z ziemi, z
zawrotami głowy, z trudem kierując się do pokoju Jeffa. Weszłam do środka i
pomimo małych obaw, podeszłam do niego, śpiącego pod cieplutką pierzyną i z - o
zgrozo - otwartymi oczami.
- Jeff.. –
jęknęłam niewinnie, czując łamiące się pode mną nogi. – Jeeeff…
Mężczyzna poruszył
się niespokojnie i obrócił w moją stronę głowę.
- Czego ty
chcesz? Śpię.
- Jeffy, ja
zaraz zasłabnę.
- To fajnie.
Dobranoc.
- Jeff, ale
martwa na nic ci się nie przydam.
Usłyszałam
jedynie głośne westchnięcie dezaprobaty.
- No dobra,
przekonałaś mnie. Czego chcesz?
- Zimno mi,
chyba mam gorączkę…
- Weź moją
bluzę jak musisz. Przykryj się nią.
- Ale Jeff…
ona jest cała brudna i na dodatek śmierdzi skrzepniętą krwią. Ten zapach jedynie przyśpieszy proces mojego
mdlenia.
- Dobra –
warknął ze zdenerwowaniem i odkrył kawałek łóżka. – kładź się, ale jak mnie
dotkniesz gdziekolwiek i czymkolwiek, to pourywam ci wszystkie palce.
Uśmiechnęłam
się słabo i usiadłam na skrawku pryczy, kładąc głowę na poduszce.
- Ty się
chyba zapomniałaś – powiedział oschle, wyrywając ją spode mnie. – poduszka jest
moja.
- Chytrus… -
westchnęłam pod nosem i okryłam się szczelnie puchatą kołdrą. Odwróciłam się
plecami do Jeffa i czując przyjemne ciepło rozprowadzające się po całym moim
ciele, zamknęłam oczy, zasypiając.
Hah! <3 Najlepsze! XD Pisz mi tu zaraz kolejny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńŚwietne!!! <3 Czekam na więcej! :D :D
OdpowiedzUsuńSuper *-* czekam na więcej! <3 ~Kejteł
OdpowiedzUsuńŚwietne! <3 <3 Kiedy kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńNiesamowite. Tylko to jedno słowo przychodzi mi do głowy. Jestem zaskoczona takim obrotem sprawy. Nie spodziewałam się, że... Mam takie wrażenie, że Jeff i Sally się do siebie bardzo zbliżą... To dziwne, ale zaczynam lubić Jeffa. :))
OdpowiedzUsuńPisz szybko nexta ;)
Zarąbiste 😄 💛💚💜💙❤ -Marcelina
OdpowiedzUsuńCudne.... Next!!!����
OdpowiedzUsuńPotrzebuję kolejnego ;-; so bad
OdpowiedzUsuńPisz bo zjada mnie ciekawość :))
OdpowiedzUsuńOooooo... :-Q :-) :-D <3
OdpowiedzUsuńBrak słów............
XD Rinkashi
O jezu jakie to super <3
OdpowiedzUsuń